Azory: Lagoa do Fogo i żeglarz portugalski

Azory to wyspy niewątpliwego piękna i bujnej przyrody. Czy można przyzwyczaić się szybko do tutejszych widoków? Chyba nie. Bajeczne krajobrazy roztaczają się na prawo i lewo, ale są jednak miejsca, w których dosłownie brakuje tchu. Jednym z nich jest Lagoa do Fogo – cudowne (ale i niebezpieczne) jezioro leżące w kraterze aktywnego wulkanu. A propos niebezpieczeństw – w jeziorze raczej się go nie spotka, ale w morzu trzeba zwracać baczną uwagę na obecność pewnej tajemniczej istoty zwanej żeglarzem portugalskim.

Dzień 4, 30.06.2019, część 3/3

Lagoa do Fogo

Dotarcie do wulkanu jest proste – utrzymaną w świetnym stanie drogą asfaltową wjeżdżamy bez najmniejszych problemów na sam szczyt. Zatrzymujemy się w kolejnych punktach widokowych, a z każdego następnego roztacza się coraz piękniejszy widok. Momentami nie mogę się ruszyć zapatrzona w to, co roztacza się przed nami. Dosłownie chłonę każdy centymetr okolicy! Im wyżej tym chłodniej, ale przy takich panoramach zupełnie zapominam o gęsiej skórce i pojawiających się czasem dreszczach. Z tego co czytałam, bardzo często widoki są tu zasłonięte chmurami, ale po raz kolejny mamy szczęście! Co prawda co chwilę jakiś obłok rzeczywiście ukrywa pod sobą krajobraz, ale zaraz znika równie szybko jak się pojawił.

Jezioro Lagoa do Fogo zajmuje powierzchnię 1,53 km², jego linia brzegowa mierzy z kolei 5,5 km. Niestety nie ma chyba możliwości obejścia go dookoła brzegiem. Największa głębokość dochodzi prawie do 32 metrów. Kaldera Fogo powstała w wyniku zapadnięcia się stożka około 15 000 lat temu, a wypełniające ją jezioro jest skutkiem gromadzenia się wody opadowej. Ostatni raz wulkan wybuchł w lutym 1564 roku, ale nie oznacza to, że jest nieaktywny. Wprost przeciwnie!

Na plażę położoną w dole można zejść wąską, ale bezpieczną ścieżką poprowadzoną po wnętrzu kaldery. Niegdyś można było się tu podobno kąpać, teraz jednak obowiązuje zakaz. Nie wynikł on z konieczności ochrony środowiska, a niebezpieczeństwa, jakie stwarzają kąpiele tutaj – o tym dowiadujemy się przypadkiem od strażnika przy caldeiras de cozido. Mężczyzna opowiada nam, że nierzadkim zjawiskiem jest pojawianie się w wodzie dużej ilości bąbli powietrza idących z dna. W momencie, gdy pływak znajdzie się w otoczeniu tak dużej ilości pęcherzyków, tonie nie mając zbytnio szans na ratunek nawet gdy jest pływackim mistrzem.

Spod Fogo zawracamy w kierunku Ribeira Grande.

Fabrica de Licores Mulher de Capote

Przejeżdżając przez miejscowość Ribeira Grande trafiamy pod Fabrica de Licores Mulher de Capote. To jedno z najbardziej istotnych miejsc, w których wytwarza się na Azorach likiery. Tutejszą specjalnością jest likier z marakui, jednak właściciele poszerzyli asortyment o różne inne smaki. Niestety o tej porze fabryka jest już zamknięta, także odwiedziny w niej musimy przełożyć na następny raz. Zwiedzanie fabryki (i ponoć również degustacje!) możliwe jest od poniedziałku do soboty włącznie w godzinach 9:00 – 18:00. Przy wejściu uwagę zwraca choinka zrobiona z pustych butelek.

Praia do Monte Verde

Zaglądamy jeszcze na chwilę na Praia do Monte Verde. Plaża jest bardzo szeroka, piasek ma kolor brązowy. W wodzie próbują dowieść swoich umiejętności surferzy, warunki jednak chyba są średnie, bo większość fal odpuszczają. Mało która nadaje się, by rzeczywiście trochę poszaleć. Pogoda jest idealna na plażowanie, ale plażowiczów praktycznie nie ma. Aż chciałoby się rozłożyć koc i złapać trochę promieni, ale zaraz przypominam sobie, że koniecznie musimy zdążyć na zachód słońca w Mosteiros.

Spieszno nam trochę na zachód wyspy, ale jak zwykle średnią prędkość mamy dość niewielką. W znacznej mierze jest to sprawka miejscami krętych dróg i terenów zabudowanych, ale nie tylko. Co to zrobić, gdy po drodze jest tyle przepięknych widoków! Na dodatek zaczęła się złota godzina, wszystko jest więc oblane złotawą poświatą słońca zbliżającego się ku zachodowi.

Mosteiros i żeglarz portugalski

W końcu docieramy do Mosteiros w idealnym momencie. Przechadzamy się przez moment czarną plażą, gdy wśród skał porośniętych glonami zauważam… zwanego też aretuzą lub bąbelnicą bąbelcową żeglarza portugalskiego wyrzuconego na brzeg przez fale. Mimo swych niepozornych rozmiarów, jest to bardzo niebezpieczny parzydełkowiec, dlatego też wolimy trzymać się od niego z daleka. Może stworzenie nie jest zbyt duże, ale takie rurkopławy potrafią mieć nawet kilkumetrowe, groźne także dla człowieka parzydełka. Z żeglarzami portugalskimi spotkamy się jeszcze kolejnego dnia. Oto jak wygląda:

Za Wikipedią: żeglarz portugalski to mocno parzący gatunek rurkopława (…), kosmopolityczny, kolonijny parzydełkowiec, obejmujący kilkadziesiąt osobników wspólnie żyjących.  (…) Ma charakterystyczny, unoszący się na powierzchni wody pęcherz (pneumatofor) zakończony małym żagielkowatym grzebieniem służącym do przemieszczania się kolonii. Od spodu zwisają polipy spełniające funkcje rozrodcze lub odżywcze, z których te ostatnie mogą osiągać długość kilkunastu metrów. Żeglarz portugalski ma bardzo silne parzydełka, które mogą być groźne dla człowieka. Kontakt (…) jest bolesny (…) i może skutkować dysfunkcjami naczynioruchowymi, zapaścią, niewydolnością oddechową, zaburzeniami w układzie nerwowym, mięśniowo-szkieletowym i pokarmowym. Nawet śmiercią.

Z morza nieopodal brzegu wystają dwie malownicze skały. Z zachodzącym w tle słońcem można liczyć na niesamowity spektakl! Gdy już prawie po nim, ruszamy w drogę. Zaglądamy jeszcze tylko na moment do naturalnie uformowanych w magmowym podłożu basenów kąpielowych (tuż obok są miejsca na grilla chętnie odwiedzane szczególnie przez miejscowych) i czas się zbierać.

Do mieszkania docieramy po zmroku. Jutro ostatni, ale chyba najbardziej emocjonujący dzień – dzień spotkania z morskimi stworami!


Spodobał Ci się powyższy tekst? Polub go na Facebooku lub udostępnij, może komuś się przyda! A może szukasz inspiracji do zaplanowania swojego kilkudniowego wyjazdu? Zajrzyj koniecznie do moich pozostałych relacji z Azorów! Będzie mi również niezmiernie miło, jeśli pozostawisz tu po sobie ślad w postaci komentarza. 

Cztery kroki do udanego urlopu: wyszukaj lot...
... zarezerwuj nocleg... Booking.com
... wypożycz samochód...
... zminimalizuj swoją odpowiedzialność w razie uszkodzenia auta i ciesz się wyjazdem!

Powiązane teksty

Komentarze do: “Azory: Lagoa do Fogo i żeglarz portugalski”

  1. Jacek Wuttke

    Jestem na Sao Miguel od miesiąca, ale niestety muszę pracować. Udało mi się przez dwa dni zwiedzić trochę wyspę. Mogę napisać „jestem zachwycony” nic dodać nic ująć z twojej relacji. Będę tu jeszcze jakiś czas to mam nadzieję zobaczyć więcej atrakcji.

  2. JacekJ

    Jestem na Sao Miguel od miesiąca, ale niestety muszę pracować. Udało mi się przez dwa dni zwiedzić trochę wyspę. Mogę napisać „jestem zachwycony” nic dodać nic ująć z twojej relacji. Będę tu jeszcze jakiś czas to mam nadzieję zobaczyć więcej atrakcji.

  3. JacekJ

    Jestem na Sao Miguel od miesiąca, ale niestety muszę pracować. Udało mi się przez dwa dni zwiedzić trochę wyspę. Mogę napisać „jestem zachwycony” nic dodać nic ująć z z twojej relacji. Będę tu jeszcze jakiś czas to mam nadzieję zobaczyć więcej atrakcji.

Skomentuj